Nauczyciel pierwszym ratownikiem
Pamiętam, jak będąc bardzo młodym nauczycielem, byłem świadkiem napadu padaczkowego jednego z uczniów podczas zajęć szkolnych. Atak objawiał się drgawkami. Nauczycielka, mocno wystraszona, chcąc zabezpieczyć podopiecznego przed obrażeniami, wsunęła mu między zęby marker do tablicy. Działanie to jednak nie tylko nie uchroniło ucznia, ale naraziło go na większe niebezpieczeństwo. Po chwili skuwka markera znalazła się w ustach chłopca, co groziło zadławieniem. Sytuacja stała się bardzo dramatyczna, zważywszy na fakt, że objawy występujące podczas ataku, takie jak sinica czy wyprężanie ciała, mogą wskazywać na trudności z oddychaniem. Na szczęście po kilku minutach, gdy atak ustąpił, okazało się, że skuwka nie została przez chłopca połknięta. Po tym zdarzeniu uświadomiłem sobie, jak ważne jest dobre przygotowanie oraz opanowanie nauczyciela podczas udzielania pomocy w sytuacjach zagrożenia zdrowia lub życia.
Incydent ten miał miejsce wiele lat temu. Wiedza medyczna i poziom przygotowania nauczycieli do udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej znacząco wzrosły, lecz stres i lęk paraliżują ich przed działaniem. Zresztą jest to charakterystyczne dla całego społeczeństwa. Z przeprowadzonych badań wynika, że tylko w jednym na pięć pozaszpitalnych przypadków zatrzymania akcji serca podjęta została resuscytacja oddechowo-krążeniowa. A przecież nawet nieporadna reanimacja jest lepsza niż żadna.
Nie tak dawno od jednego z dyrektorów dużej szkoły podstawowej dowiedziałem się, że pomimo licznej kadry pedagogicznej żaden z nauczycieli nie zgodził się na podawanie dzieciom przewlekle chorym lekarstw lub wykonania innych czynności, takich jak np. kontrola poziomu cukru we krwi dziecka lub podanie zastrzyku z glukagonem...