Może to być przypadek mężczyzny, który wcisnął się przed nas do kolejki – „ja tylko…” i po pięciu minutach zajmowania sobą naszej sprzedawczyni, odwraca się nagle do nas i z udanym zażenowaniem stwierdza: „O, chyba przesadziłem, ale… mam nadzieję, że się pan na mnie nie gniewa”.
Wczoraj minęło dokładnie 38 lat, kiedy mi się to przytrafiło, a ja wciąż jestem poirytowany tamtym wydarzeniem. I żeby było śmieszniej, mniej mnie denerwuje wspomnienie tamtego mężczyzny, a bardziej tego, co mu odpowiedziałem: „Nie, nie, w porządku. Nic się nie stało”. Tyle, że wtedy nie wiedziałem jeszcze, że można, a w niektórych przypadkach nawet należy być asertywnym.
Asertywność – to umiejętność spokojnego, bez skrępowania, tremy, wstydu, zażenowania, unikania, zwodzenia, fantazjowania, odraczania w czasie, lęku, przerażenia itd.:
- mówienia o sobie dobrze,
- mówienia o swoich wadach,
- przyznawania się do błędów i przepraszania,
- wyrażania uczuć, jakie żywimy do innych,
- wyrażania czasowych stanów emocjonalnych, jakie żywimy do innych,
- proszenia o coś, co chcemy lub nam się należy,
- odmawiania czegoś komuś,
- przyjmowania komplementów,
- przyjmowania krytyki i negatywnych ocen,
- kończenia trudnych spraw, rozmów,
- reagowania na trudne sprawy innych.
Konsekwencją braku asertywności jest to, że ludzie dostają to, czego nie chcą, wchodzą w sytuację, na którą się nie zgadzają, dają innym możliwość decydowania za siebie. W efekcie zgadzają się na złe, niedobre, niekorzystne traktowanie siebie przez innych, nierzadko rezygnują z rzeczy ważnych nie tylko dla siebie, ale i dla organizacji...