Udostępnianie informacji publicznej przez dyrektora przedszkola

Dyrektor kontra prawo Otwarty dostęp

Wejście w życie ogólnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych, krótko nazywanego RODO, wprowadziło paniczny strach wśród osób przetwarzających dane w przedszkolach, szkołach i placówkach oświatowych. Czy słusznie?

Nie tak dawno, podczas rozmowy telefonicznej z sekretarką pewnej szkoły podstawowej, próbowałem się dowiedzieć, jak nazywają się wicedyrektorzy. W odpowiedzi usłyszałem: „Proszę pana, teraz to jest RODO. Nie wie pan o tym? Takich informacji to ja panu nie udzielę”. 

Cóż, wydawałoby się, że jest to postawa bezpieczna w myśl prostej zasady: jeśli nie wiem, czy można, to lepiej nie mówić. Problem tylko w tym, że czasami trzeba mówić, a nawet pisać. Prawo dostępu do tego typu danych zapewnia bowiem ustawa o dostępie do informacji publicznej, która obowiązuje od 2001 roku. Co prawda, w art. 5 stawia ona granice pozwalające chronić prywatność osoby fizycznej, jednak chwilę później z prywatności tej wyłącza osoby pełniące funkcje publiczne w zakresie wykonywania zadań związanych z pełnieniem tych funkcji. I nie stoi to w sprzeczności z RODO, gdyż tam z kolei w art. 86 czytamy, że dane osobowe zawarte w dokumentach urzędowych, którymi dysponuje organ, podmiot publiczny lub podmiot prywatny w celu wykonania zadania realizowanego w interesie publicznym, mogą zostać przez ten organ lub podmiot ujawnione na podstawie przepisów prawa unijnego lub prawa państwa członkowskiego, któremu podlegają ten organ lub podmiot. Zatem regulacje tych dwóch dokumentów uzupełniają się wzajemnie i rozważne ich stosowanie nie powinno przysporzyć problemów dyrektorom jednostek oświatowych.

Przedszkola coraz częściej otrzymują wnioski o udzielenie informacji w trybie dostępu do informacji publicznej, a dyrektorzy zastanawiają się, w jakim zakresie mogą spełnić żądania, żeby nie naraz...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy