Z wypowiedzi minister edukacji można było wywnioskować, że nauczyciele będą musieli uzbroić się w cierpliwość. Prawdopodobnie zmiany w zakresie awansu i wynagradzania nastąpią z początkiem następnego roku szkolnego. Jak wiemy, pensje nauczycielskie są uzależnione od wielu czynników, w tym w szczególności od zamożności samorządu, w którym dana placówka funkcjonuje. Zatem wynegocjowanie jakichkolwiek zmian skutkujących podwyżkami wymaga wielu rozmów z samorządowcami. Kondycja finansowa większości gmin nie jest najlepsza, toteż rozmowy się przedłużają.
Zdaniem minister edukacji najpierw należy przeprowadzić zmianę systemu, a potem przyjdzie czas na rozmowy o wynagradzaniu nauczycieli. W jednej z wypowiedzi radiowej, pod koniec sierpnia, pani minister zaznaczyła, że zamierza „uporządkować sposób liczenia wynagrodzenia”. Przyznała także, że podwyżki nie są najważniejsze, lecz priorytetem jest skonstruowanie systemu oświaty tak, żeby nie było niekontrolowanych zwolnień nauczycieli z powodu niżu demograficznego. Jednocześnie podkreśliła, że jest osobą, która dotrzymuje słowa i realizuje po kolei swoje deklaracje. Z jej wypowiedzi wynikało, że „skoro umówiliśmy się ze związkowcami i nauczycielami, że najpierw zmieniamy system i ratujemy miejsca pracy nauczycieli, to dopiero potem będziemy rozmawiać na temat wynagrodzeń. Choć Karta Nauczyciela nie zostanie zniesiona, zmieni się skala oceniania, system doskonalenia zawodowego, a także wynagradzania zatrudnionych w oświacie”.
Jedną z ważniejszych zmian jest likwidacja obowiązku rozliczania średniego wynagrodzenia na każdym stopniu awansu zawodowego. Chodzi o to, by nauczyciele zarabiający mniej nie dostawali jednor...